Clarkson, Özil, Diego Costa i zwycięskie United, czyli jak się mają faworyci po 4. kolejce Premier L
- Michał Zieliński
- Sep 17, 2014
- 3 min read
Kłopoty, kłopoty i jeszcze raz kłopoty. Tak pokrótce przedstawia się sytuacja faworytów w wyścigu po Mistrzostwo Anglii na początku rozgrywek w Premier League. Manchester United rozpoczął sezon fatalnie, odnosząc zwycięstwo dopiero w ostatniej kolejce. Manchester City gra niby nieźle, ale i Citizens przytrafiła się wpadka ze Stoke. Arsenal gra bardzo przeciętnie. Liverpool wręcz słabo, nie wspominając już o Tottenhamie. Jedyną drużyną z grona faworytów, która ma wszelkie powody, by początek sezonu uznać za udany jest Chelsea. Zacznijmy zatem od The Blues.
Chelsea – Swansea City 4-2
Poprzedni sezon Chelsea miała nieszczególnie udany. Nie dość, że w ostatnich kolejkach pozbawiła się szans na mistrzostwo (oczekiwane na Stamford Bridge po powrocie Jose Mourinho), to jeszcze powróciła do koszmarnego futbolu, opierającego się na silnej defensywie i próbie zaskoczenia przeciwnika kontratakiem. By wyjść naprzeciw atrakcyjnemu niczym Anna Grodzka stylowi gry Londyńczyków, zaprezentowano nawet nowy herb:

Początek tego sezonu jednak to dla kibiców The Blues inna bajka. Kluczem do sukcesu jak na razie okazuje się być sprowadzenie Diego Costy i Cesca Fabregasa. Ten pierwszy właśnie pobił rekord ligi zdobywając 7 bramek w 4 pierwszych spotkaniach, a w ostatnim meczu ze Swansea zaliczył hat – tricka. Co więksi optymiści uznali, że Hiszpan może zostać czołowym strzelcem ligi na wiele lat, tym bardziej, że wcale nie jest taki stary, na jakiego wygląda:

Fabregas z kolei okazał się być idealnym partnerem do asystowania Coscie. Po pierwszych 4 meczach może poszczycić się imponującą ilością 6 asyst. Jedną zaliczył również w meczu ze Swansea:
Na koniec spotkania przypomniał o sobie sam Jose Mourinho, który nadał „grze na czas”, nowe, wysokie jak zawsze w jego przypadku, standardy:
Arsenal – Manchester City 2-2
The Citizens wywieźli z Emirates remis, choć do 84 minuty przegrywali 1-2. Mimo to City było lepszą drużyną w tym pojedynku. Wannabe meczu zostaje Mesut Özil, który poinformował świat na Twitterze, że na trybunach zasiadł sam Samuel L. Jackson, rzekomo wielki fan Arsenalu:

Internet szybko zweryfikował mocarstwowe zapędy Niemca, udowadniając, że Jackson to jednak kibic The Reds:

Özil, początkowo rozentuzjazmowany wsparciem z Hollywood, musiał być bardzo smutny. Niezwłocznie usunał swój wcześniejszy wpis i zastapił go innym:

Manchester United – Queens Park Rangers 4-0
Ciężkie życie mieli ostatni fani United. Ich klub, mimo że wydał fortunę na nowych piłkarzy (m. in. Di Maria, Shaw, Blind, Rojo, Herrera), pierwsze mecze były katastrofalne w ich wykonaniu. Defensywa gubiła się totalnie, a atak nie imponował skutecznością. To wszystko w połączeniu z beznadziejnym poprzednim sezonem przyniosło sporo złośliwych komentarzy w sieci:

Nowy trener, a właściwie trenerska gwiazda – człowiek, który wygląda jakby miał za sobą więcej operacji plastycznych niż Cher, czyli Luis Van Gaal, jak do tej pory nie znalazł sposobu na wyciągnięcie drużyny z dołka. Złośliwcy twierdzą, że to coś więcej niż tylko zły duch poprzedniego trenera, Davida Moyesa.
Tym większe zdziwienie było zatem, gdy w minioną niedzielę kompletnie rozregulowana do tej pory maszyna United nagle zaskoczyła w meczu z QPR, aplikując rywalom 4 gole i nie tracąc żadnego. Kluczową postacią dla sukcesu MU był zdecydowanie Angel di Maria, który dwoił się i troił, pojawiał w każdym fragmencie boiska i obsługiwał podaniami swoich kolegów, samemu również wpisując się na listę strzelców. Dostrzegli to kibice, rozszyfrowując nową taktykę Van Gaala:

Po pierwszym golu dla United głos zabrał nawet sam Jeremy Clarkson:

Po końcowym gwizdku jednak ostudził rozbudzoną wyobraźnię kibiców Czerwonych Diabłów:

Co nie zmienia faktu, że po raz pierwszy w tym sezonie fani United mogli wrócić do domów (albo raczej pubów) w dobrych nastrojach:

Liverpool – Aston Villa 0-1
Naigrywanie się z United jest jednak niczym w porównaniu ze złośliwościami, jakie adresowane są w stronę Liverpoolu:


Od ostatniego Mistrzostwa Anglii The reds minęły już 24 lata, dlatego nie powinno dziwić, że przed każdym kolejnym sezonem kibice optymistycznie zapowiadają, że „to będzie nasz sezon”. Nie inaczej było przed rozpoczęciem tegorocznych rozgrywek w sierpniu, ale rzeczywistość boiskowa póki co wyraźnie studzi zapały Liverpoolczyków. Cóż… „You’ll never wait alone”. W meczu z Aston Villą poza kilkoma próbami na bramkę rywali, The Reds byli praktycznie bezradni i nie byli w stanie doprowadzić do wyrównania po szybko straconej, bo już w 9 minucie, bramce.
A skoro jesteśmy już przy niezliczonej ilości memów - na koniec raczymy was sucharem, który wyjątkowo przypadł nam do gustu. W przyszłości będzie tego na pewno więcej:

Czubi
sport, piłka nożna, liga angielska
Recent Posts
See AllNajlepsza na świecie, czy może nie najlepsza, nie będziemy nad tym dywagować. Tak, czy inaczej każdego weekendu Premier League przyciąga...
Comentarios