Premier League – podsumowanie 26. kolejki: Big Daddy Kane
- Michał Zieliński
- Feb 23, 2015
- 3 min read
Kiedy już się wydawało, że rywalizacja o tytuł mistrzowski w lidze angielskiej została rozstrzygnięta, nastała 26. kolejka, która pokazała, że znowu nic nie wiemy. Chelsea, która miała 7 punktów przewagi nad drugim z kolei Manchesterem City, kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa, a w tej rundzie spotkań podejmowała ostatnie w tabeli Burnley. Niespodziewanie The Blues potknęli się na najsłabszej druzynie ligi, zaledwie remisując 1:1.
Z kolei City, które ostatnio było krytykowane za spadek formy, w koncertowy sposób rozprawiło się z Newcastle 5:0, zmniejszając stratę do Londyńczyków do pięciu oczek.
I znowu, na 12 kolejek przed końcem, nic nie możemy przesądzić w kwestii mistrzostwa.
Tottenham Hotspur – West Ham United 2-2
Rywalizacja między Kogutami i Młotami jest w tym sezonie szczególnie zażarta z uwagi na podobne osiągnięcia obu klubów w Premier League. West Ham zajmując pozycję w górnej połówce tabeli ligi angielskiej może być więcej niż usatysfakcjonowany ze swoich rezultatów – przed sezonem wróżono im raczej trudną batalię o utrzymanie.
A Tottenham? Coż… nalezałoby powiedzieć, że to kolejny sezon rozczarowań dla Kogutów, jako że ponownie nie prezentują wystarczająco równej formy, by walczyć o miejsce w pierwszej czwórce. Należałoby, ale są dwa „ale”. Pierwsze to przyzwyczajenie kibiców z White Hart Lane do słabych rezultatów swoich ulubieńców. Tottenham regularnie rozczarowuje i jest to już niemalże regułą, więc tegoroczny sezon to dla nich żadne zaskoczenie. Drugi powód to narodziny nowego bożyszcze angielskich kibiców i nadziei dla całej wyspiarskiej piłki, czyli eksplozja formy Harry Kane’a.
W meczu z Młotami wszystko układało się po myśli gości. Prowadzenie 2:0 po golach Kouyate i Sakho dawało sporą szansę na kolejny sukces West Hamu. Aż nastała 81. minuta, gdy bramkę kontaktową zdobył Danny Rose. Dziewięc minut później Harry Kane wywalczył kontrowersyjny rzut karny, który zamienił, choć na raty, na wyrównującą bramkę:
Jak łatwo się domyślić, w Internecie ponownie wysypała się lawina memów sławiących angielskiego napastnika:







Z remisu w niezwykłych okolicznościach musiał być również zadowolony właściciel Kogutów, Daniel Levy, który już pewnie rozmyśla, ile jest w stanie zarobić na ewentualnym transferze największej rewelacji tego sezonu w lidze angielskiej:
Podczas celebracji po strzeleniu bramki przez Kane’a, internauci wychwycili jeszcze jeden ciekawy moment. Z ust Anglika można wyraźnie odczytać mobilizujący zwrot w stronę kolegów: „Never f****** give up!”, co w swobodnym tłumaczeniu brzmi po polsku: „Nigdy się k**** nie poddawajcie!”. Nowy bojowy okrzyk pasuje jak ulał na motto klubu z Północnego Londynu.
W konwencję łaciny kuchennej doskonale wpisał się również napastnik gości, Carlton Cole, który po meczu musiał tłumaczyć się na Twitterze z postawy swojego zespołu. Wygląda na to, że Cole nie lubi krytyki równie mocno co zdań złożonych. Lubi za to krótkie i wyczerpujące odpowiedzi w stylu, który przysparza mu entuzjastów nie tylko we Wschodnim Londynie, ale również w South Central Los Angeles:

Chelsea – Burnley 1-1
Na pierwszy rzut oka przed tym weekendem wszystko układało się dla Chelsea znakomicie. Siedem punktów przewagi nad Manchesterem City w tabeli Premier League, korzystny wynik w środku tygodnia w 1/8 Ligi Mistrzów w Paryżu. W Anglii bardziej jednak od remisu z PSG (1:1) komentowany był incydent z paryskiego metra, w którym grupka kibiców Chelsea nie dała wejść do pociągu czarnoskóremu, przypadkowemu przechodniowi:
Skandaliczne zachowanie fanów The Blues odbiło się szerokim echem w Londynie. Incydent potępił najpierw Jose Mourinho:

A podczas meczu z Burnley kibice Chelsea wywiesili taki oto transparent:

Również na boisku nie obyło się bez zgrzytów. W 70. Minucie, gdy Chelsea prowadziła 1:0 po golu Ivanovicia, napastnik Burnley, Ashley Barnes brutalnie sfaulował Nemanje Maticia. Serb miał wiele szczęścia wychodząc z tego starcia bez uszczerbku, z czego zdawał sobie sprawę, bo jego reakcja była bardzo impulsywna:
Najbardziej bulwersujący był fakt, że sędzia Martin Atkinson przeoczył faul Barnesa. Zachowanie Maticia musial, rzecz jasna, ukarać czerwoną kartką. Jose Mourinho w pomeczowej rozmowie nazwał faul „kryminalnym”:
Osłabiona Chelsea nie zdołała dowieźć zwycięstwa do końca, remisując po golu w 81. minucie.
Southampton – Liverpool 0-2
Niezwykłe rzeczy dzieją się ostatnio w Liverpoolu. Zespół, który uchodził jeszcze niedawno za największe pośmiewisko ligi, zaczął regularnie punktować, w tabeli systematycznie pnie się w górę, a w poprzedniej kolejce na listę strzelców po raz pierwszy w lidze angielskiej wpisał się Mario Balotelli.
W meczu z Southampton The Reds zdołali wygrać, mimo że w zgodnej opinii obserwatorów byli drużyną słabszą od gospodarzy. Zadecydowała przede wszystkim skuteczność. Trudno zresztą nie wygrywać spotkań, w których rezultat otwiera taka „bomba” w wykonaniu Philippe Coutinho:

Wynik ustalił w 76. minucie Raheem Sterling. Wynik, którym szczególnie uradowani byli licznie przybyli do Southampton kibice The Reds. Jeden z nich postanowił podzielić się swoją radością ze świętującymi piłkarzami. Niestety, trafił na stewarda, który zamiast być na meczu, wolałby odwiedzić matę zapaśniczą:
Dzięki niemu liga angielska wzbogaciła się o kolejne zdjęcie tygodnia (jeśli nie całej rundy) :

Czubi
Recent Posts
See AllNajlepsza na świecie, czy może nie najlepsza, nie będziemy nad tym dywagować. Tak, czy inaczej każdego weekendu Premier League przyciąga...