top of page

Premier League – podsumowanie 7 kolejki: ring wolny... fight!

  • Michał Zieliński
  • Oct 7, 2014
  • 5 min read

Benjamin Disraeli, angielski polityk, pisarz i eseista powiedział kiedyś, że „Londyn to współczesny Babilon”. Jego słowa, mimo iż sprzed ponad 100 lat, mogą dokładnie określić piłkarski charakter brytyjskiej stolicy. I nie chodzi tu akurat o kosmopolityczność miasta i fakt że zamieszkują je przedstawiciele praktycznie każdej narodowości, czy grupy etnicznej, jaka istnieje na świecie. Z punktu widzenia piłkarskiego maniaka Londyn to prawdziwy tygiel kibiców klubów piłkarskich. W mieście drużyn jest tak dużo, że właściwie co tydzień można raczyć się jakimś mniej lub bardziej prestiżowym spotkaniem derbowym, na różnym szczeblu rozgrywkowym. Jeszcze tydzień temu wszyscy ostrzyli sobie zęby na Derby Północnego Londynu, a już w następnej kolejce mieliśmy możliwość obejrzenia dwóch kolejnych spotkań derbowych. O ile mecz West Hamu z Queens Park Rangers interesował głównie kibiców obu klubów, o tyle spotkanie Chelsea z Arsenalem elektryzowało już całą ligę.

Chelsea – Arsenal 2:0

To była wojna w pełnym tego słowa rozumieniu, z kilku powodów. Po pierwsze, w poprzednim sezonie na Stamford Bridge Arsenal zapomniał przywieźć ze sobą obronę:


zdjęcie_1_6-0-Chelsea-Scoreboard.jpg

Po drugie, Arsene Wenger w meczach z Chelsea prowadzoną przez Mourinho jest skuteczny niczym Ferdando Torres, gdy znajdzie się sam na sam z pustą bramką:


zdjęcie_2_wenger_statystyki.jpg

Obaj menedżerowie są, łagodnie rzecz ujmując, w nienajlepszych relacjach. To wszystko echa poprzedniego sezonu i ich medialnej bitwy. Chelsea praktycznie do ostatnich kolejek ligowych miała szansę na zdobycie mistrzostwa. Mourinho konsekwentnie twierdził, że mimo to jego drużyna nie bierze udziału w wyścigu po tytuł. Wenger skwitował Portugalczyka mówiąc, że ten boi się ewentualnej porażki. Mourinho rzecz jasna nie pozostał dłużny Francuzowi komentując, że przecież sam Wenger to specjalista od porażek:


Przed niedzielnym meczem media wróciły do sprawy pytając Portugalczyka, czy przeprosi menedżera Arsenalu za swoje słowa. Mourinho dolał oliwy do ognia w swoim stylu:


zdjęcie_3_mourinho.PNG

Trzecim casus belli był ten pan, w tej właśnie koszulce:


zdjęcie_4_fabregas.jpg

Cesc Fabregas, przez lata czołowy zawodnik środka pola Kanonierów, po kilku sezonach spędzonych w Barcelonie wrócił na Wyspy. Jego transfer do Chelsea (kupiony za 36 milionów funtów) był szokiem dla wielu kibiców The Gunners. Wiele lat wcześniej Hiszpan zapewniał, że jedynym brytyjskim klubem, dla którego mógłby w przyszłości grać jest właśnie Arsenal. Minęło jednak parę lat i Fabregas zapomniał o swojej deklaracji, ale sam Arsene Wenger pytany o całą sytuację tonował nastroje mówiąc, że każdy piłkarz ma prawo swobodnego wyboru klubu, w którym chce grać, a poza tym Arsenal po sprowadzeniu Mesuta Oezila w zeszłym sezonie nie potrzebuje już wzmocnień w środku pola.

Przebieg meczu pokazał, jak bardzo Francuz się mylił. Fabregas miał doskonałą (już siódmą w sezonie) asystę przy golu Diego Costy na 2:0. Oezil tymczasem… cóz, jedyne co można powiedzieć, to że wystąpił.

Sam mecz mógł być sporym rozczarowaniem dla wszystkich, którzy spodziewali się efektownych, koronkowych akcji. Tego było mało, a statystyka pokazująca, że Kanonierzy nie oddali ani jednego celnego strzału mówi sama za siebie. Na boisku widzieliśmy dużo walki i groźnie wyglądającą kontuzję bramkarza The Blues, Thibauta Cortoisa. Piłkarze obu zespołów często potrzebowali pomocy medyków, ale wydaje się, że częściej korzystali z niej zawodnicy Chelsea, czemu zresztą trudno się dziwić:




Poza podziwianiem Evy Carneiro – fizjoterapeutki Chelsea, kibice na Stamford Bridge byli świadkami prawdziwego starcia wagi ciężkiej. Panie i Panowie: w czerwonym narożniku Arsene Wenger, w niebieskim Jose Mourinho:


Nie do końca wiadomo, o co właściwie poszło obu panom. Prawdopodobnie chodziło o to, że Wenger domagał się od sędziego czerwonej kartki dla Gary’ego Cahilla, przez co znalazł się poza strefą dla niego przeznaczoną dla niego z boku boiska. Wtedy pojawił się Mourinho, by zwrócić na to uwagę i oprotestować próbę wpływania na decyzję sędziego, i zaczęło się. Samo starcie było krótkie, ale widać, że obaj menedżerowie palą się do rozegrania małego deathmachu:


Kibice z pewnością nie mieliby nic przeciwko takiemu starciu:




Chelsea po zwycięstwie w derbach Londynu umocniła się na prowadzeniu w tabeli, z pięciopunktową przewagą nad drugim Manchesterem City. Arsenal z kolei zajmuje odległą, ósmą lokatę, co nie umknęło uwadze ich bliskich znajomych ze Wschodniego Londynu:


zdjęcie_9_sam_allardyce.jpg

Manchester United – Everton 2:1

Tydzień poprzedzający mecz z Evertonem minął na Old Trafford pod znakiem dwoch informacji. Pierwsza to wypowiedź Danny’ego Wellbecka, który na początku sezonu przeszedł do Kanonierów. Były piłkarz Czerwonych Diabłów w środowym meczu Ligi Mistrzów Arsenal – Galatasaray popisał się pierwszym w karierze hat-trickiem, co skłoniło go do refleksji, że w Manchesterze nigdy nie popisywał się podobną skutecznością, bo nie grał na właściwej dla niego pozycji napastnika, tylko głównie na skrzydle:


zdjęcie_10_wellbeck.PNG

Druga informacja była już znacznie lepsza dla United. Klub zamierza nie czekać do końca sezonu na koniec wypożyczenia Radamela Falcao z As Monaco i planuje wykupić napastnika już wcześniej. Nieoficjalna kwota transferu to 43,5 miliona funtów. Kolumbijczyk podobno ustalił już szczegóły indywidualnego kontraktu.

Sam Falcao, który wielokrotnie podkreślał, że dobrze czuje się w swoim nowym klubie, potwierdził swoją wartość zdobywając zwycięskiego gola w meczu z Evertonem. Wcześniej jednak United nie miało łatwej przeprawy w meczu z The Toffees. Znowu zawodziła obrona Czerwonych Diabłów, która pozwalała napastnikom Evertonu na stwarzanie groźnych sytuacji, a Luke Shaw po ewidentnym błędzie w kryciu sprokurował rzut karny dla gości z Merseyside. W United znowu z dobrej strony pokazał się Angel di Maria – gol i asysta mówią same za siebie. Mimo to tytuł herosa spotkania nie przypadł właśnie jemu. Niedzielne show ukradł mu David de Gea, który ewidentnie wykorzystał w tym meczu god mode:


Interwencje De Gei, które niejeden polski komentator zaliczyłby do kategorii „z najwyższym trudem”, uratowały zwycięstwo Czerwonym Diabłom. Everton, mimo zaprezentowania niezłej dyspozycji na Old Trafford ponownie nie odniósł zwycięstwa i w tabeli Premier League jest tuż nad strefą spadkową. W następnym meczu The Toffees podejmują Aston Villę i 3 punkty w tym pojedynku to dla podopiecznych Roberto Martineza konieczność.

Swansea City – Newcastle United 2:2

Źle się dzieje na północy Anglii. Newcastle United w 7 dotychczasowych spotkaniach w Premier League zdobyło zaledwie 4 punkty, nie wygrywając żadnego meczu. Zespół, jak i cały klub jest w poważnym kryzysie praktycznie od początku 2014 roku. Zarząd Srok pozostaje w konflikcie z częścią kibiców, którzy domagają się zainwestowania pieniędzy w klub, zatrzymania fali uciekających utalentowanych zawodników, a przede wszystkim zwolnienia aktualnego menedżera, Alana Pardew. Swój gniew kibice Newcastle wyrażali już w maju, gdy część widowni opuściła trybuny St. James’ Park w 69 minucie meczu z Cardiff City:


W ostatnich tygodniach uwaga fanów skupiła się na Alanie Pardew. Kibice na meczach „podsumowują” jego dorobek trenerski i domagają się natychmiastowego zwolnienia menedżera:




W meczu ze Swansea również nie omieszkali poinformować świata o wyczynach swoich ulubieńców w 2014:


zdjęcie_13_newcastle.jpg

Samo spotkanie z Łabędziami dostarczyło sporo emocji. Newcastle musiało dwukrotnie „gonić” wynik i dwukrotnie udało się Srokom doprowadzić do wyrównania, a to za sprawą Papisa Cisse, który jak łatwo domyślić się po niezwykle oryginalnym nazwisku, pochodzi z Senegalu.

Swansea po świetnym początku sezonu nie może odnieść zwycięstwa już w czwartym z rzędu spotkaniu, ale mimo to drużyna z Walii wciąż zajmuje bardzo wysoką 5 lokatę.


Czubi








 
 
 

Comments


bottom of page