Premier League – podsumowanie 9 kolejki: zmiana czasu, 7 sekund i „Fergie Time”
- Michał Zieliński
- Oct 26, 2014
- 5 min read
Weekendowa zmiana czasu z letniego na zimowy to niemała trauma dla konserwatywnie nastawionych do świata Anglików. Tegoroczne cofanie czasu skłoniło jednak Wyspiarzy do poważnych refleksji. Cieszyć mogli się fani Liverpoolu, jednak w ich przypadku należałoby przesunąć zegary o jakieś trzydzieści lat:

Jak twierdził Albert Einstein, czas jest pojęciem względnym, jednak takiego przesunięcia nie przewiduje nawet najbardziej ambitna zegarkowa metamorfoza.
Zgoła odmienne dylematy towarzyszyły kibicom występującego w Championship Leeds United. Odkąd na początku 2014 roku właścicielem klubu i jego prezesem stał się kontrowersyjny włoski przedsiębiorca, Massimo Cellino, przez klub przewinęło się już czterech menedżerów. Ostatni, niedawno zwolniony Darko Milanič, pracował w klubie zaledwie 32 dni, w trakcie których poprowadził zespół w jedynie 6 meczach. Jego poprzednik, Neil Redfearn, pracował jeszcze krócej, bo tylko 26 dni i w 4 meczach odniósł… 3 zwycięstwa i 1 remis. Nic więc dziwnego, że sobotnio-niedzielne przesuwanie wskazówek zegara stało się okazją do snucia hipotez co do nowego szkoleniowca przy Elland Road:

Przejście w czas zimowy dało piłkarzom kilku drużyn Premier League możliwość dłuższej regeneracji przed niedzielnymi meczami, ale już w sobotę było w Anglii bardzo ciekawie. Zapraszamy na podsumowanie 9 kolejki Premier League.
West Ham – Manchester City 2-1
Czwarte miejsce w tabeli, 16 punktów zdobytych w 9 meczach, status niepokonanej drużyny w październiku, z kompletem zwycięstw. Kibice West Hamu nie mogli wymarzyć sobie lepszego początku sezonu. Młoty regularnie zdobywają punkty i wydaje się, że odeszli od stylu gry prezentowanego jeszcze w zeszłym sezonie, który Jose Mourinho nazwał „futbolem dziewiętnastowiecznym”. Menedżer United, Sam Allardyce jest znowu Big Samem, a nie Fat Samem, jak zaczęli nazywać go kibice w poprzednim sezonie, gdy drużyna zawodziła na całej linii i długo musiała bronić się przed spadkiem:


Big Sam dziś jest na ustach wszystkich i pewnie zmierza po nagrodę Menedżera Miesiąca. Co spowodowało ten zwrot o 180 stopni w sytuacji The Irons? Prawdopodobnie zaważyły na tym doskonałe transfery, jakie Allardyce sfinalizował przed początkiem tego sezonu. Spośród nowych nabytków szczególną rolę w sukcesach drużyny pełnią Diego Poyet, Enner Valencia, Morgan Amalfitano, Alex Song (wypożyczony z FC Barcelony), a przede wszystkim Diafra Sakho, który po świetnym poprzednim sezonie w Ligue 2 (pierwsze miejsce z Metz), trafił na Upton Park.
Sakho w meczu z Manchesterem City zdobył drugą bramkę dla Młotów, co przesądziło o triumfie gospodarzy, a dla samego Senegalczyka był to gol w szóstym z rzędu spotkaniu, na sześć debiutanckich meczów, które do tej pory rozegrał w lidze, co czyni z niego rekordzistę Premier League. Jak nieoficjalnie wiadomo Sakho ma wkrótce zacząć udzielać korepetycje pewnemu znanemu nieszczęśnikowi w czerwonej koszulce:

Jeśli małym dzieciom po wizycie u lekarza przyznaje się odznakę „dzielnego pacjenta”, to w tym przypadku wszystkim Młotom należałoby wyszyć na koszulkach odznaczenie „dzielnej drużyny w Premier League”. Piłkarze ze Wschodniego Londynu wygrali mecz z Mistrzami Anglii dzięki heroicznej postawie wszystkich formacji, duchowi zespołu i odrobinie szczęścia, niezbędnego w przypadku pojedynków z faworytami:
Sobotnie wczesne popołudnie na Upton Park upłynęło pod znakiem wspaniałych przygód. Pierwsza z nich zdarzyła się w trakcie meczu. Enner Valencia uznał, że asysta jest za mało ekscytująca i postanowił zwiększyć dawkę adrenaliny odwiedzając sektor kibiców City:
Drugą przygodę przeżył Sam Allardyce podczas pomeczowego wywiadu. W roli adoratora wystąpił Russel Brand, znany angielski komik i zagorzały fan West Ham United.
Brand dał wyraźny sygnał fanom Młotów, że czas przeprosić się z Big Samem. Początek sezonu w wykonaniu Londyńczyków jest naprawdę imponujący, nic więc dziwnego, że niepoprawni optymiści zaczęli przebąkiwać o szansach zespołu na zajęcie miejsca gwarantującego grę w europejskich pucharach. Do tego jednak wciąż daleka droga, a na razie pewne jest jedno. W następnej kolejce West Ham jedzie do Stoke, by sprawdzić, czy jest w stanie utrzymać świetną dyspozycję również w pojedynkach ze słabszymi drużynami. Przy okazji Sam Allardyce odpowie niedowiarkom na bardzo popularne na Wyspach pytanie:

Tottenham – Newcastle 1-2
Siedem sekund to podobno średni czas, w jakim pokarm przedostaje się z ust do żołądka. To także tytuł bardzo kiepskiego thrillera z Wesleyem Snipesem w roli głównej. Jednak po ostatniej niedzieli siedem sekund stało się również czasem, jaki potrzebuje wprowadzony na boisko rezerwowy, by strzelić bramkę i odwrócić losy spotkania. To właśnie stało się w Północnym Londynie. W pierwszej połowie meczu wszystko wyglądało tak, jakby Tottenham kontrolował sytuację – prowadził od 18 minuty po bramce Emmanuela Adebayora, a Newcastle zupełnie nie wyglądało na drużynę, która będzie w stanie zagrozić Kogutom.
Po przerwie jednak na boisku pojawił się on:
Sammy Ameobi zdobył tym samym swoją pierwszą bramkę dla Newcastle w seniorskiej karierze. Nie, to nie zbieżność nazwisk. Sammy (rocznik 92) jest młodszym bratem słynnego Sholi Ameobi. Pod wieloma względami młodszy z braci może pójść ściezką wyznaczoną przez starszego z nich (jak to często bywa w takich przypadkach, jest jeszcze ten trzeci – Tomi Ameobi, grający w kanadyjskim FC Edmonton). Podobno talent ma niemniejszy niż Shola, choć okazji do strzelania bramek nieco mniej z uwagi na pozycję na boisku – Sammy to skrzydłowy, podczas gdy Shola to klasyczny napastnik.
Niespodziewane wyrównanie dało Newcastle wiatr w żagle. Z Tottenhamu z kolei całkowicie uszło powietrze. Można było odnieść wrażenie, że zawodnicy w przerwie pozamieniali się koszulkami dla zmyły. Sroki atakowały z determinacją, co zostało nagrodzone zwycięską bramką Ayoze Pereza (pierwszy gol w barwach Newcastle).
Tottenham w siedmiu ostatnich spotkaniach odniósł zaledwie jedno zwycięstwo. Po meczu menedżer Kogutów, Maurizio Pochettino winą za porażkę obarczył… za małe boisko na White Hart Lane, które rzekomo uniemożliwia jego drużynie przeprowadzania kombinacyjnych ataków.
Z kolei Newcastle wygrało na wyjeździe po raz pierwszy od marca i dało będącemu pod nieustannym ogniem krytyki menedżerowi Alanowi Pardew chwilę oddechu.
Manchester United – Chelsea 1-1
Szlagier 9 kolejki Premier League zapowiadany był jako pojedynek mistrza z byłym uczniem. Louis Van Gaal i Jose Mourinho współpracowali w FC Barcelonie w czasach, gdy obaj nosili śmieszne spodenki, a Portugalczyk miał w zwyczaju aplikować kąpiele słoneczne tylko jednej ze swoich nóg:

W związku z tym przed meczem mnóstwo było obustronnej kurtuazji i przyjaznych deklaracji, ale na boisku mieliśmy do czynienia z twardą walką, rozgrywaną w momentami szaleńczym tempie. Chelsea wydawała się być bliższą strzelenia bramki, co udokumentowała jednak dopiero w drugiej połowie, po golu Didiera Drogby, który tym samym zaliczył pierwsze ligowe trafienie od jego powrotu do The Blues.
Manchester United zabrał się za odrabianie strat. Koncówka meczu obfitowała w interesujące wydarzenia. Była czerwona kartka dla Branislava Ivanovica, był mur – widmo w wykonaniu Chelsea:

Wreszcie, był gol Van Persiego w ostatniej akcji meczu, dzięki czemu Chelsea dołączyła do ofiar słynnego i , jak widać wciąż praktykowanego przez United, „Fergie Time”:

Czerwone Diabły dopiero w 9 kolejce Premier League zmierzyły się z jednym z pretendentów do mistrzostwa. W poprzednich ośmiu kolejkach United niejednokrotnie przechodziło męczarnie z teoretycznie dużo słabszymi rywalami. W meczu z Chelsea pokazali charakter, ale to nie koniec wielkiego sprawdzianu. Za tydzień derby Manchesteru, a później pojedynek z Arsenalem. Te mecze pokażą, na jakim etapie znajdują się obecnie Czerwone Diabły.
Czubi
sport, piłka nożna, liga angielska
Recent Posts
See AllNajlepsza na świecie, czy może nie najlepsza, nie będziemy nad tym dywagować. Tak, czy inaczej każdego weekendu Premier League przyciąga...
Comments