Premier League – podsumowanie 22. kolejki: rodzynki z Queens Park
- Michał Zieliński
- Jan 20, 2015
- 3 min read

To była wyjątkowo udana kolejka dla drużyn grających na wyjeździe. Na dziesięć spotkań, zwycięstwo gości padło w siedmiu. Zadowolony mógł być też Louis Van Gaal, który oprócz cennego triumfu w Londynie został pomysłodawcą nowej nazwy dla Queens Park Rangers. W euforii wracali do domów kibice Arsenalu. Zapraszamy na podsumowanie 22. Kolejki ligi angielskiej.
Queens Park Rangers – Manchester United 0-2
Po porażce z Southampton na Old Trafford, kibiców United najbardziej zajmowały dwie kwestie. Pierwsza to ewentualne transfery, jakie Czerwone Diabły miałyby przeprowadzić przed końcem styczniowego okienka, ale przede wszystkim spekulacje o możliwym odejściu bramkarza, Davida de Gei do Realu Madryt. W zamian za Hiszpana do Manchesteru miałby trafić Gareth Bale, ale większość fanów United nawet nie chce słuchać o takiej wymianie. Co bardziej złośliwi twierdzą, że United stało się filialnym klubem Królewskich:

Druga kwestia to menedżer, Louis Van Gaal, któremu mocno dostało się po porażce z Southampton. Dostało się za niecodzienne ustawienie 3-1-4-2 i pominięcie Falcao w składzie zespołu. Tym razem Holender również eksperymentował i zastosował taktykę 3-3-2-2, z Kolumbijczykiem w wyjściowym składzie. Ponownie nie spotkało się to z aprobatą fanów, którzy podczas meczu wykrzykiwali regularnie „Attack, attack!” i „Four four two!”. Na domiar złego menedżer Czerwonych Diabłów najwyraźniej zapomniał wyznaczyć zawodnika do wykonywania rzutów rożnych, dlatego te podczas meczu egzekwował… Phil Jones:

Co złośliwsi zaczęli prognozować taktykę Van Gaala na następny mecz:

Spotkanie na Loftus Road goście wygrali po trafieniach Fellainiego i Wilsona, obu w drugiej połowie, ale czyste konto United może zawdzięczać wyłącznie Davidovi de Gei, który ponownie popisał się znakomitymi interwencjami.
Po meczu Louis Van Gaal dalej błyszczał w swoim stylu. W wywiadzie niechcący zapowiedział zmianę właściciela w Queens Park Rangers i przejęcie londyńskiego klubu przez jakiś farmerski kombinat z Australii. Tak się przynajmniej wydaje, skoro Holender nazwał drużynę gospodarzy „Queens Park Raisins” (raisins – rodzynki):
Swansea City – Chelsea 0-5
Ostre strzelanie w Walii zorganizowali sobie Londyńczycy z Chelsea, fundując gospodarzom najwyższą porażkę u siebie od czasu ich awansu do Premier League w 2011 roku. Swansea po sprzedaniu kilka dni temu Wilfrieda Bony’ego do Manchesteru City, poważnie osłabiło swój atak i widać to było w meczu z Chelsea.
The Blues dominowali przez całe spotkanie, już w pierwszej połowie aplikując rywalom cztery gole. Swoją znakomitą dyspozycję Chelsea zawdzięcza w dużej mierze tym dwóm panom:

Diego Costa zaliczając dwa trafienia w meczu ze Swansea zaczyna dystansować rywali w walce o koronę najlepszego strzelca – ma już na koncie 15 goli. Cesc Fabregas już dawno przegonił o jedną długość konkurentów do tytułu najlepszego asystenta (ma ich już 17). Poniższy obrazek nie jest żadną przesadą:

Chcąc podzielić się swoim entuzjazmem z całym światem, Hiszpan uraczył w ostatnim czasie internautów poruszającym zdjęciem z dumnymi rodzicami:

Do Costy swoje trafienia dołożyli Oscar (dwa) i Schuerrle, dzięki czemu Jose Mourinho po raz pierwszy od kilku tygodni mógł tak otwarcie pochwalić swój zespół:
W najbliższy weekend Anglia będzie ekscytować się meczami FA Cup, ale już w kolejną sobotę Chelsea czeka kluczowe starcie w walce o tytuł mistrzowski – na Stamford Bridge podejmować będą Manchester City. Kibice liczą, że to starcie wagi ciężkiej będzie miało inny przebieg, niż ostatnia potyczka obu drużyn:
Jak powiedział specjalnie dla ligalegend.net, John Terry z kolei liczy, że będzie miał chwilę na przyjacielskie pogawędki z piłkarzami:
Manchester City – Arsenal 0-2
A miało być tak pięknie. Po sobotnim zwycięstwie Chelsea, w niedziele The Citizens mieli rozprawić się z Arsenalem na własnym boisku i następnie szukać zwycięstwa w Londynie, które dałoby im prowadzenie w tabeli. City jednak potknęło się już na Arsenalu. Dlaczego? Sekret tkwi w Arsenie Wengerze. Francuski menedżer Kanonierów wreszcie uświadomił sobie, że grając na wyjeździe z faworyzowanym przeciwnikiem, który będzie atakował z animuszem, warto przede wszystkim zabezpieczyć tyły. W meczu na Etihad były momenty, gdy Arsenal bronił się całą drużyną, by za chwilę próbować przeprowadzić zabójczą kontrę. Do tego spotkanie „ułożyło się” Kanonierom – rzut karny w 24. minucie, wykorzystany przez Cazorlę, postawił The Citizens w bardzo trudnej sytuacji. W drugiej połowie wynik ustalił Olivier Giroud, który pobiegł świętować swoje trafienie z Wengerem:
Być może pecha Manchesterowi City przyniósł pewien niecodzienny gość, wypatrzony tego popołudnia na Etihad:
Tak, czy inaczej, Arsenal wracał z Manchesteru w znakomitych nastrojach:
Po porażce z Kanonierami Manchester City ma już 5 punktów straty do Chelsea. Oznacza to, że w bezpośrednim starciu z Londyńczykami, The Citizens nie będą mogli zadowolić się remisem. To sprawia, że 31. stycznia na Stamford Bridge może być naprawdę interesująco.
Czubi
Recent Posts
See AllNajlepsza na świecie, czy może nie najlepsza, nie będziemy nad tym dywagować. Tak, czy inaczej każdego weekendu Premier League przyciąga...
Comentários